środa, 12 października 2011

Palio

Ostrzegam, że tym razem może być trochę bez ładu i składu ;)

Jest takie wydarzenie, które trwa mniej więcej dwie minuty, a jego świętowane (i opijane!) praktycznie przez cały rok. Oczywiście chodzi o sieneńskie Palio i tak potrafią tylko Włosi.
Jego punktem kulminacyjnym jest wyścig konny (to właśnie ta dwuminutowa część), podczas którego ścigają się jeźdźcy reprezentujący poszczególne Kontrady (można powiedzieć, że dzielnice). Każda z tych dzielnic w dniach Palio dekoruje swoje budynki własnymi barwami. W praktyce wywieszone chorągwie widać było na ulicach jeszcze długo potem, podczas całej mojej wizyty. Na ścianach domów umieszczane są także latarnie, które po wyścigu może zapalić tylko zwycięska Kontrada. W tym roku świeciły się budynki  Żyrafy (zwycięzca właściwego Palio) i Gęsi (zwycięzca Palio z lipca, takiego dodatkowego).

Pochód Konrady Jeżozwierza
 A propos żyrafy i gęsi - mam wrażenie, że Włosi z niemalże ułańską (rycerską?) fantazją wymyślali zwierzęcych (i nie tylko) patronów swoich Kontrad. Tak więc w szpalerze osobliwości znalazły się stwożenia takie jak gąsienica, jeżozwierz (Istrice - jedno z moich ulubionych włoskich słów), jednorożecz czy ślimak. Może trudno to sobie wyobrazić, ale wszystkie zwierzęta są przedstawione w niezwykle dostojnych pozach i z odpowiednimi honorami, oczywiście ukoronowane.

Dla Włochów, przynajmniej tych których widziałam i o których słyszałam, Palio to świętość. Jeszcze tydzień po gonitwie co raz słyszałam w tłumie nazwy zwycięskich Kontrad i widziałam spore grupy ludzi ubranych w odpowiednie barwy.


Sama gonitwa zaczyna się od losowania. Każda z Kontrad wystawia swojego konia oraz jeźdźca, jednakże o tym kto dosiądzie którego rumaka decyduje losowanie. Podobno (nie byłam, słyszałam) w tym czasie na Piazza del Campo (główny rynek i miejsce wyścigu zarazem) mimo obecności paru tysięcy widzów, panuje grobowa cisza. Po ogłoszeniu jakiegokolwiek wyniku zaś, powstaje totalna wrzawa.
Podobno kilku studentów z Erasmusa odważyło się wyjąć z plecaka kartkę z napisem Palio Sucks, a nawet zrobić sobie z nią zdjęcie ;) Był to czyn wymagający wielkiej odwagi, bo za coś takiego można zostać ordynarnie sklepanym. Faktycznie, dla większości obcorajowców czekanie przez parę godzin w pełnym słońcu (trzeba zająć miejsca) tylko po to żeby zobaczyć dwuminutowy wyścig, wydaje się być absurdalne. Podejrzewam, że żeby zrozumieć co znaczy Palio trzeba urodzić się Włochem ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz