poniedziałek, 24 października 2011

Włosi się bawią

Tak jak wcześniej wspominałam jednym z charakterystycznych miejsc w Sienie (jeśli nie najbardziej charakterystycznym) jest Piazza del Campo. Jest to również punkt wieczornych spotkań - na początku bardziej na lody, potem bardziej na wino. Konsumpcja zachodzi w dużej mierze w restauracyjnych ogródkach otaczających rynek. Nie można jednak pominąć znacznej części produktów spożywanych bezpośrednio na placu, który ze względu na swój spadzisty kształt idealnie nadaje się do siedzenia (bo akurat do jedzenia i picia nadaje się większość miejsc). 

Jeden z przyplacowych ogródków

Dla spragnionych nieco bardziej czynnego (i mniej żarłocznego) imprezowania w Sienie odbywał się festiwal The Aromatic City. Nieco bardziej niż koncerty zainteresowała mnie cała jego otoczka, czyli wszystkie dodatkowe stoiska zwiększające Włoskie dochody. Kawałek od amfiteatru toczyły się loterie, alternatywna impreza na dechach, reklamowały się partie polityczne i można było znaleźć parę dodatkowych atrakcji dla dzieci.

W ramach The Aromatic City można było złowić sobie plastikowego flaminga

Jak dla mnie włoska włoskość swoje apogeum osiąnęła podczas finału The Aromatic City na Piazza del Campo. Znaczna część tego co widziałam, słyszałam i poczułam zawiera się w tym filmie:



Zaczęło się niepozornie, od zespołu włoszek przy kości (w ciąży?) w źle dobranych sukienkach i ze źle dobranym repertuarem. Później mgła, czerwone światło, balecik... i na scenę wkracza Massimo Ranieri! Fakt, że facet ma na imię Najlepszy (Massimo) już nie wróży nic dobrego, a włoskie piski (2:30) wzmacniały efekt. Na początku pomyślałam, że to taka bardziej latynoska odmiana Krzysztofa Krawczyka, ale szybko zmieniłam zdanie po tym jak zaczął fikać szpagaty i wykonywać figury, których po prostu nie da opisać się słowami (zwracam uwagę na krabika w 3:15). Włosi (głównie Włoszki) byli zachwyceni i chyba trochę nienawidzili nas za to jak bardzo bawi nas Massimo.

Intensywna dokumentacja koncertu Massimo

Właściwie do tej pory nie mogę się otrząsnąć i uwierzyć, że istnieje dziadek z botoksem, który w cekinowej marynarce pali cygaro w pozycji rodem z pilatesowego ćwiczenia śpiewając jednocześnie. A za nim na skakankach skaczą dziewczyny z baletu, wszystkie jak jeden mąż przebrane za Marylin Monroe. Takie rzeczy tylko w Sienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz