środa, 28 września 2011

Pociągowy maraton

W bardzo porannym pociągu relacji Wenecja-Bolonia dalej cieszyłam się upragnioną samotnością oraz  klimatyzacją. Może trudno w to uwierzyć, ale Włosi są w stanie wstać do pracy na ósmą czy dziewiątą - już w Ferrarze zrobiło się całkiem tłoczno od obywateli pielgrzymujących w garniturach. Z tego powodu na boloński peron wylałam się wraz ze sporym czarno-białym tłumem i omijając szerokim łukiem toaletę za 2 euro (!) przepłynęłam gładko do kolejnego pociągu.
Bardzo profesjonalne zdjęcie stacji w Wenecji. Bardzo rano.

W tym roku nie dało się tanio dojechać prosto do Florencji, więc zdecydowałam się na przesiadkę w Prato. Na szczęście włoskie pociągi są całkiem nieźle zgrane, więc na kolejny czekałam niecałe 10 minut. Czułam z resztą, że mogę (prawie) wszystko, bo w kolejowej toalecie udało mi się umyć stopy! Jak zwykle wymagało to trochę gimnastyki, ale był to dla mnie mały pikuś po przygodach minionej doby.

Niestety, mój zachwyt nad cudownym dopasowaniem grafików pociągów skończył się już we Florencji, gdzie kolejny środek transportu odjechał na moich oczach. Do następnego miałam aż godzinę, ale była to nienajgorsza okazja do nabycia jakiegoś normalnego posiłku. Stanęło na grillowanej kanapce. Taką samą wziął pan konduktor, który wszedł do baru tuż za mną. Różnica była tylko taka, że do kanapki zamówił jeszcze zimne piwo (jakież było moje rozbawienie, kiedy godzinę później sprawdzał mi bilety w pociągu do Sieny!).

Kolejne superprofesjonalne zdjęcie, tym razem florenckiej stacji.

 Bardzo przywiązałam się do mojego pierwszego pełnowartościowego posiłku w trasie. Do tego stopnia, że miałam ochotę zamordować cygana, który w przejściu podziemnym poprosił o moją kanapkę. Była ciepła, chrupiąca, a w środku miała coś na kształt omletu ze szpinakiem, plasterki pomidora i mozzarellę. Parę godzin po porannym Bounty było to jak kulinarne objawienie.

 Potem już tylko pociąg do Sieny. Kiepsko skasował mi się bilet, więc jak rasowa Polka uwierzyłam, że niebawem uda mi się go użyć ponownie. Niestety pan konduktor namierzył dziurki na bilecie i jeszcze dodatkowo je pomazał. Z mojego podstępnego planu nici! Tak poza tym to tylko bujanie, klimatyzacja, drzemka i toskańskie krajobrazy za oknem. Dotarłam do Sieny w jednym kawałku wypadając z pociągu prosto w komitet powitalny w postaci mojego Konrada. Misja spełniona! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz